Adam Zagajewski, ”Lungile după-amiezi – Długie popołudnia”
Erau după-amiezile lungi când poezia mă părăsea.
Râul curgea răbdător, leneșe șlepuri spre mare pluteau.
Erau după-amiezile lungi, era coasta de fildeș.
Pe străzi zăceau umbre, iar din vitrine, în ochii
mei, priveau agresiv manechinele mândre.
Profesori ieșeau din licee, aveau fețele goale,
de parcă i-ar fi învins, umilit și ucis chiar Homer.
Ziare de seară veneau cu vești tulburătoare,
însă nu se schimba nimic, nimeni nu grăbea pasul.
La ferestre nu era nimeni, nu erai tu, chiar
călugărițelor părea a le fi rușine de viața lor.
Erau după-amiezile lungi când dispărea poezia, iar
eu rămâneam singur cu monstrul opac al orașului
ca un biet călător care stă în fața Gării de Nord
cu o valiză prea grea legată cu frânghie,
ud de o ploaie grea, o ploaie grea de septembrie.
O, spune-mi, cum oare te vindeci de ironie,
de privirea aceea pe care o vezi,
dar care nu te străpunge; spune-mi cum de tăcere
te vindeci.
-traducere de Catalina Franco-
_______________________________
To były długie popołudnia, kiedy opuszczała mnie poezja.
Cierpliwie płynęła rzeka, pchając do morza leniwe barki.
To były długie popołudnia, wybrzeże kości słoniowej.
Cienie leżały w ulicach, wystawy były pełne dumnych manekinów,
patrzących mi w oczy zaczepnie, śmiało.
Z liceów wychodzili profesorowie i puste twarze honeys,
tak jakby Homer pokonał ich, upokorzył, zabił.
Gazety wieczorne przynosiły niepokojące wiadomości,
ale nic się nie zmieniało, nikt nie przyśpieszał kroku.
W oknach nie było nikogo, nie było ciebie,
i nawet zakonnice zdawały się wstydzić życia.
To były długie popołudnia, kiedy znikała poezja
i zostawałem sam z nieprzejrzystym molochem miasta
jak ubogi podróżny, stojący przed Gare du Nord
ze zbyt ciężką, przewiązaną sznurem walizką,
na którą pada czarny deszcz, czarny deszcz września.
O, powiedz, jak uleczyć się z ironii, ze spojrzenia,
które widzi, ale nie przenika; powiedz, jak uleczyć się
z milczenia.